piątek, 21 listopada 2014

TRENING: kl. Hellfire

  •  kl. Hellfire & Boksi
x. Trener: ---
x. Rodzaj treningu: Skoki kl. C + gimnastyka
x. Data i miejsce: 21 listopada 2014r, Summer Berry

Po obfitym śniadaniu, ubrałam bluzę, swoje skórzane sztyblety i udałam się w kierunku stajni, gdzie miała na mnie czekać gotowa już Hellfire. Pogoda była idealna by rozruszać nieco zarówno swoje jak i końskie gnaty. Po za tym trochę skoków się gniadej przyda co by potem nie było kwasu na zawodach...
Już po wejściu do budynku usłyszałam radosne rżenie, jakim obdarowała mnie wyraźnie pobudzona hanowerka.
- Cześć mała, jak się masz? - Zagadałam podchodząc bliżej. Przeciągnęłam dłonią po jej umięśnionej szyi, równocześnie ogarniając ją wzrokiem. Aktualnie stała umocowana przy swoim boksie, w pełnym umundurowaniu. By nie przeciągać dłużej, obróciłam się na pięcie i skierowałam do siodlarni po rękawiczki, kask oraz palcat - mogły się dzisiaj przydać, zważając na parkurowe możliwości klaczy... Tak więc zabierając wszystko, co było mi potrzebne, wróciłam, odpięłam kobyłkę i skierowałam się na parkur odkryty, korzystając z dobrej pogody. Już po wejściu na owy obiekt sportowy dało się odczuć podniecenie jakim emanowała gniada. Poklepałam ją po łopatce, chcąc tym samym dodać nieco otuchy i podciągnęłam popręg oraz wyregulowałam strzemiona. Podczas wsiadania nie wierciła się, za co oczywiście ją pochwaliłam, ale już gdy przyłożyłam łydki do jej boków, wypruła przed siebie bardzo energicznym stępem. Nie przeszkadzało mi to, więc zaczęłam prowadzić ją pomiędzy porozstawianymi stojakami, chcąc by przy okazji się trochę powyginała. Od samego początku była mocno do przodu. Swoim bystrym wzrokiem lustrowała otoczenie, raz po raz obijając ogonem po bokach. Nie zamierzałam jej nudzić, dlatego gdy chociaż odrobinę się rozluźniła, wykonałam pół paradę i poprosiłam o kłus. No cóż, jej dwa razy prosić nie było trzeba! Aktywne tempo przerodziło się w swego rodzaju gonitwę, a tego tolerować nie chciałam. Zaczęłam mocniej akcentować anglezowanie, narzucając jej tym samym mój rytm oraz bawić się wodzami. Po krótkiej walce gniada postanowiła odpuścić, ładnie zniżając łeb, dochodząc do wędzidła i uwydatniając pracę zadu. Pokręciłam kilka wolt i serpentyn, pilnując by Hellfire ładnie wpisywała się w figury i nie wypadała z nich ani zadem, ani łopatką. Tutaj nie pojawił się żaden problem, dlatego pozwoliłam jej zwolnić na chwilę odpoczynku. Od razu dostała odrobinę dłuższe wodze i teraz mogła porozciągać szyję o ile miała takową potrzebę. Ja zaś wykorzystałam owy moment by podciągnąć jeszcze troszkę popręg, który po rozgrzewce zrobił się dość luźny.
Przeszkody ustawione były zgodnie z moimi zaleceniami na klasę C a cały parkur przedstawiał się następująco:
  1. Stacjonata 130cm
  2. Stacjonata 130cm 
  3. Okser 130x100cm
  4. a Stacjonata 135cm
  5. b Stacjonata 135cm
  6. Tripplebarre 130cm
Dodatkowo ustawiony był szereg gimnastyczny składający się z dwóch metrowych krzyżaków, a nieopodal leżały 4 cavaletti które poszły na pierwszy ogień. Poprosiłam kasztankę o kłus i ustawiając sobie sprężysty, nie za szybki ale też nie ospały kłus naprowadziłam klacz na drążki. Widząc przed sobą przeszkodę hanowerka podekscytowała się trochę wyciągając przy tym kłus, aczkolwiek całość przeszła bez stuknięcia kopytem. Pochwaliłam ją, wykonałam pół woltę i najazd z drugiej strony. Tym razem zebrałam ją mocniej, chcąc by szła wolniej a za to lepiej angażowała do pracy kończyny. Znowu bez zarzutów, za co poklepałam ją po łopatce i skracając po łuku od razu nakierowałam ją na wcześniej wspomniany szereg. Ognista próbowała wymusić na mnie zagalopowanie, jednakże nie pozwoliłam jej na to, przytrzymując ją zarówno na pysku jak i dosiadem. Obydwa skoki były poprawne, miękkie i przyjemne dla jeźdźca. I znowu drugi najazd przy którym zmuszona byłam ściągnąć ją na woltę, żeby nieco odpuściła. Nie tolerowałam atakowania przeszkody, a Hellfire robiła to notorycznie. Gdy zobaczyła, że nic nie wskóra i trochę odpuściła, puściłam ją na przeszkodę którą znowu pokonała prawidłowo. Byłam zadowolona z jej pracy. Znając możliwości klaczy, mogłam stwierdzić, że jest dzisiaj nadzwyczajnie spokojna. Nie należy jednak mówić hop zanim się nie przeskoczy - przed nami był jeszcze tor składający się z 6 przeszkód. Przedtem jednak dałam jej chwilę stępa, coby sobie odsapnęła przed bardziej treściwą częścią treningu. Następnie zagalopowałam i pozbierawszy klacz, naprowadziłam ją na pierwszą stacjonatę. Już z daleka uniosłam jej łeb, by mogła dokładnie przyjrzeć się kolorowym drążkom. Tempo najazdu było dość aktywne, a samo wybicie energiczne i miękkie. Po udanym lądowaniu po ukosie na nr.2, wyprostowanie kilka fouli przed i mocna łydka mająca na celu wyznaczenie miejsca odskoku. Kolejny udany skok i dość ciasny zakręt na niebieski okser. Tutaj wytraciłyśmy jednak tempo, dlatego na prostej musiałam nieco wyciągnąć. Przy szeregu z przerwą na dwa foule sytuacja była odwrotna. Kasztanka zbyt mocno się rozbujała, co mogło poskutkować zbyt płaskim skokiem, zrzutką i złym naskokiem na drugi człon. Przytrzymałam ją i dopiera kilka kroków przed wypuściłam na przeszkodę. Drugi skok był gwałtowny, spowodowany zbyt bliskim podejściem do przeszkody, aczkolwiek na czysto. I na koniec najszersza z przeszkód - tripplebarre. Nie ukrywam, że musiałam mocno przypilnować kobyłe żeby nie zwiała tuż przed. Mocny impuls do przodu i podparcie na łydkach wystarczyło by ładnie się wybiła, nie strącając przy tym żadnego z drążków. Pochwaliłam ją sowicie, po czym pozwoliłam zwolnić wpierw do kłusa i następnie do stępa. Po dokładnym rozstępowaniu, udałyśmy się do stajni, gdzie nagrodziłam ją marchewką i oddałam w ręce Matta.
- Schłodź jej nogi wodą i ubierz w derkę - poleciłam, po czym odniosłam sprzęt do siodlarni i wróciłam do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz